Cześć! Jak łatwo domyślić się po tytule: jestem Paweł. Dziś po krótce o mnie, żużlu i rowerach. Opowiem o tym, jak wyglądało moje życie jako żużlowca, dlaczego już tego nie robię i jak poprzednie doświadczenia z motosportem pomogły mi w przyszłości na rowerze.
W pierwszej kolejności napiszę kilka słów o sobie. Mam dwadzieścia lat i pochodzę z okolic Gdańska. Od zawsze jarały mnie adrenalina i ryzyko. Gdy byłem młodszy próbowałem wielu sportów, ale na dłużej został ze mną żużel. Byłem w tym naprawdę niezły. Udało mi się kilkukrotnie zdobyć tytuł Mistrza Polski i raz Wicemistrza Europy! W pewnym momencie stanąłem w kluczowym miejscu swojej kariery i musiałem zdecydować, czy iść w to na sto procent, czy zrezygnować. Speedway jest bardzo drogim sportem, dlatego jako nastolatek nie chciałem narażać rodziców na ogromne koszty i finalnie zrezygnowałem.
Postanowiłem poszukać czegoś innego. Na rowerze ścigam się od niedawna, pierwszą maszynę do zjazdu kupiłem raptem pięć lat temu. Nie znaczy to oczywiście, że dopiero wtedy zacząłem jeździć. Od zawsze lubiłem wygłupiać się na rowerze. Pamiętam, jak pewnego dnia na zawodach żużlowych zaliczyłem glebę. Jeżdżąc na tylnym kole obiłem tyłek tak mocno, że co przejazd musiałem go “chłodzić”, żeby wytrzymać z bólu podczas przejazdów.
Gdy zacząłem zjeżdżać, dość szybko udało mi się wejść na relatywnie wysoki poziom. Już po roku jazdy grawitacyjnej stanąłem na swoim pierwszym podium. Myślę, że sporo z tego zawdzięczam ściganiu się w motosporcie. Przede wszystkim wszystko działo się dużo wolniej. Przeszedłem z jazdy ok. 100 km/h w zakręcie do 20. Pomimo nie posiadania techniki cały czas cisnąłem, bo czułem że jest za wolno. Często kończyło się to wizytą na SOR.
Myślę, że jeszcze ważniejszym czynnikiem od mniejszych prędkości był mindset. Pomiędzy jazdą na żużlu, a rowerem jest jedna duża różnica. Gdy chcesz zacząć ścigać się na rowerze, to kupujesz rower i jeździsz. Na żużlu, żeby w ogóle zacząć, musisz zrobić badania sportowe, podpisać umowę z klubem i dopiero wtedy przyjść na trening. Za każdym razem, gdy wyjeżdżasz na tor wiesz, że klub wyłożył spore pieniądze, żebyś mógł dziś pojeździć. Na żużlu nie ma czegoś takiego jak jazda dla zabawy. Ten sport to czysty profesjonalizm.
Jeszcze przed kupnem pierwszego roweru zjazdowego wiedziałem, w których ligach chcę startować, który chcę być w stawce. Obejrzałem masę poradników z techniki jazdy na YouTube. Wychodząc na rower zawsze z tyłu głowy mam jakiś cel treningowy i myślę nad czym najbardziej muszę popracować pod kątem najbliższego startu w zawodach.
Wydaje mi się, że community grawitacyjne jest dużo bardziej wyluzowane i patrząc z perspektywy czasu uważam to za świetną rzecz. Też czasem mam dni, gdy nie chce mi się skupiać na czymkolwiek i wolę po prostu pojeździć. Zakładam wtedy słuchawki, puszczam We Like To Party Vengaboys’ów i o wszystkim zapominam. Gdy jadąc zaczynam cieszyć się sam do siebie, to przypominam sobie dlaczego to robię. Myślę, że najlepszym podejściem do roweru jest jakaś równowaga pomiędzy dobrą zabawą, a myśleniem o swoim rozwoju. Jeśli zastanowisz się, co chciałbyś osiągnąć i dokładnie zaplanujesz swój harmonogram startów, to po jakimś czasie sam zauważysz zmianę w Twojej jeździe. Jeśli jesteś na rowerze i nie możesz się zdecydować czy właśnie zjechać krętą trasę enduro, czy szybką, ale prostszą trasę dh to przypominasz sobie, że za miesiąc masz zawody dh i wybór jest prosty. Takie małe kroczki, których nawet nie poczujesz, mają według mnie największe znaczenie pod kątem dobrego przygotowania do zawodów. Małe rzeczy dają duży wynik. Z tą myślą Cię zostawiam! Pozdro, Paweł.
Wszystko zaczęło się od debiutu w wieku 9 lat na żużlu. Udało mi się zdobyć podwójny tytuł Mistrza Polski w kat. 125cc i wice-Europy w 250cc Poza adrenaliną lubię grę na instrumentach. Najbardziej lubię grać na gitarze, basie i perkusji Na codzień zajmuje się tworzeniem stron i sklepów internetowych.
Ulubiony produkt marki BIKE BY SG: Quick Frame Shine
Zobacz również: